Tak, jak obiecałam pokażę dziś klasyczną metamorfozę krzeseł art deco. Nie użyłam w niej ani jednej kropli farby i pewnie wiecie, że taka przemiana wymaga nieco więcej wysiłku niż malowanie drewna farbą.


Te dwa mebelki zostały przywiezione do mojej pracowni przez pewne małżeństwo. Oba krzesła były niestabilne i potrzebne było klejenie konstrukcji. Jedno z krzeseł na pierwszy rzut oka wymagało pilnej interwencji stolarskiej. Miało ułamany element oparcia i nadpaloną nóżkę. Siedziska były bardzo wysłużone. Wystające z materiału sprężyny nie wróżyły niczego dobrego. Zaproponowałam by się ich pozbyć i zamienić na gąbkę. Pani Maria zgodziła się na to pod warunkiem, że uda mi się tak wyprofilować gąbkę by miała wypukły kształt i siedziska będą wyglądały jak sprężynowe. Wierzchni materiał obiciowy wybrali i dostarczyli właściciele.
Najpierw oszlifowałam gruntownie te dwa okazy i pokleiłam to co trzeba. Ubytki zaszpachlowałam kitem w odcieniu drewna. Potem zabejcowałam drewno na kolor miodowego dębu a na koniec położyłam dwie warstwy lakieru.




Następnie zajęłam się siedziskami, które wykonałam od podstaw ze sklejki. Profilowania gąbki nauczyłam się ostatnio na warsztatach tapicerskich więc teraz mogłam od razu zastosować w praktyce zdobytą wiedzę. Nie obyło się bez wpadki z marszczącym się materiałem. Tkanina w cieńsze i grubsze, welurowe paski podkreślała jeszcze tę wadę. Ponadto po obiciu siedzisk okazało się, że są one na tyle duże, że nie chcą do końca zmieścić się w swoich otworach. Na szczęście po rozebraniu zrobionych już siedzisk udało się temu jakoś zaradzić.


Efekt końcowy możecie zobaczyć tutaj.



Nawet po nadpaleniu nóżki śladu nie widać…


Jak widać na powyższym zdjęciu metamorfoza wyszła całkiem ładnie. Zakurzone połamańce zmieniły się w przykuwające wzork zadbane perełki. Odświeżone drewno zyskało piękny, głęboki kolor i połysk a siedziska są teraz nie tylko wygodne ale i piękne.

