Pan Krzysztof uzbierał z różnych źródeł 8 prawie identycznych krzeseł. Początkowo sam próbował zająć się ich renowacją ale z różnych powodów dał sobie spokój. Niedawno przywiózł mi je wszystkie bym zrobiła z nich jakiś wyjątkowy komplet. Miały one trafić do nowo wyremontowanego mieszkania w starej kamienicy, w którym póki co dominują szarości. Założenie było takie by przykuwały wzrok i rozweseliły monotonne wnętrze.
Gdy je zobaczyłam po raz pierwszy wyglądały tak:


Już na początku ustaliliśmy, że drewniane stelaże mają zostać pomalowane. Tylko jedno z 8 krzeseł miało siedzisko. Resztę należało dorobić. Trochę trwało zanim ustaliliśmy w jakim kierunku ma iść cała metamorfoza. Dobór koloru farby miał być uzależniony od materiału obiciowego a ten ciężko było wybrać. Pan Krzysztof i jego małżonka szczegółowo rozważali wszystkie moje propozycje i dodatkowo zarzucali mnie swoimi pomysłami. Zanim zdecydowali się na jedną z nich zażyczyli sobie żebym pomalowała im jedno z krzeseł na próbę. Potem, po zasugerowanych poprawkach, gdy efekt był już zarówno dla mnie jak i zleceniodawców satysfakcjonujący, zabrali krzesło na wycieczkę do hurtowni tapicerskiej i tam w skupieniu sami dobrali do niego odpowiedni materiał na tapicerkę. Przywieźli mi zakupioną tkaninę a ja zabrałam się do pracy. Zrobiłam to z wielką ochotą bo okazało się, że wybrany materiał bardzo przypadł mi do gustu. Dużo lepiej mi się pracuje gdy dostarczone przez klientów tkaniny są takie ładne.
Najpierw dwukrotnie pomalowałam wszystkie krzesła na granatowo a potem nałożyłam jeszcze turkusową warstwę. Gdy powłoka wyschła zrobiłam przecierki. Pyliło się niemiłosiernie a ja byłam cała w odcieniach turkusu. Następnego dnia czułam wszystkie dawno zapomniane mięśnie:)


Polakierowałam krzesła kilka razy matowym lakierem i poszłam zająć się siedziskami.
Kupiłam sklejkę i powycinałam z niej nowe siedziska. Zabawa polegała na tym, że każde siedzisko miało nieco inny kształt i za każdym razem musiałam to uwzględnić.


Gdy siedziska były docięte i pasowały do krzeseł należało je obić. Użyłam do tego pianki pouliretanowej. Na każde siedzisko wycięłam jeden większy prawie kwadratowy kształt i dwa mniejsze kółka, których krawędzie należało ściąć bardzo ostrym nożem.

Ponaklejałam piankę na formatki ze sklejki dając kółka do wewnątrz a kwadraty na zewnątrz. Potem obiłam wszystkie siedziska ocieplaczem a na końcu właściwym materiałem tapicerskim.

Tkanina jaką wybrali zleceniodawcy nie ułatwiała mi zadania gdyż zawierała wzór, który należało odpowiednio dopasować. Popełnienie błędu w tej kwestii mogło skutkować powstaniem krzywego albo nie wypośrodkowanego wzoru co z pewnością wyglądałoby niezbyt estetycznie.
Zabawa była długa ale dość emocjonująca. Robiłam wszystko z wypiekami na twarzy:)
Na koniec, gdy wszystkie siedziska były gotowe i sprawdzone, że pasują do stelaży wyprowadziłam je na słoneczko i zrobiłam kilka zdjęć.
Nadeszła wielkopomna chwila i można pochwalić się finalną sesję zdjęciową. Zobaczcie najpierw jak wygląda pojedyncze krzesło:



A teraz hurt:






Jak widać założenie, że krzesła mają przykuwać uwagę i ożywić wnętrze zostało spełnione w 100%. Ponadto sposób w jaki pomalowałam drewno jest na pewno bardzo oryginalny. Dam sobie rękę uciąć, że nikt inny takich nie ma:) Pan Krzysztof odebrał już ode mnie te śliczne krzesła i wydawał się być zadowolony z dokonanej przeze mnie metamorfozy. Ja na pewno jestem. Oby więcej takich niestandardowych zleceń i równie odważnych klientów!
Gratuluję efektu 🤩 . Jakiej farby Pani użyła do malowania?