Malowanie boazerii i mebli kuchennych czyli totalna metamorfoza kuchni

Malowanie boazerii i mebli kuchennych czyli totalna metamorfoza kuchni

Dziś będzie, mam nadzieję, bardzo inspirujący wpis. Opowiem Wam (i pokażę) totalną metamorfozę kuchni, którą udało mi się przeprowadzić w połowie września.   

Początkowo moja rola w tym projekcie miała być skromna. Zostałam zaangażowana do wymyślenia samego projektu wnętrza a właściwie metamorfozy istniejącej już kuchni. Właścicieli lokalu znam od lat, mieszkają na moim osiedlu. To małżeństwo w wieku 60+. Klienci chcieli jak najniższym kosztem osiągnąć jak najbardziej spektakularny efekt. Projekt miał być łatwy do realizacji i totalnie niskobudżetowy. Dużym utrudnieniem był fakt, że we wnętrzu miały zostać wszystkie meble i sprzęty. Czekało mnie więc wyzwanie bo miałam zmienić wszystko paradoksalnie nie zmieniając właściwie niczego:) Big challenge!  

Początkowo kuchnia prezentowała się następująco:

Kuchnia przed metamorfozą

Kuchnia przed metamorfozą

Jak widać na powyższych zdjęciach cała kuchnia była w boazerii. Wszystkie ściany i sufit zdobiły stare, ciemne lakierowane deski z mnóstwem sęków. Meble kuchenne na oko miały jakieś 20 lat a od frontów odchodziła miejscami zielona okleina. Już jakiś czas temu pod okleiną pojawiły się bąble powietrza. Na wyposażeniu lokalu był też stary, sosnowy komplet mebli jadalnianych (stół, ławka i 4 taborety) i najładniejszy element wyposażenia: perełka PRL-owskiego designu, czyli fotel projektu Chierowskiego, niestety obity paskudnym materiałem, takim samym zresztą jak taborety i ławka. Ogólnie wnętrze było ciemne i już dawno niemodne. 

Co zrobić ze starą boazerią?

Podumałam trochę i z pewną nieśmiałością zaproponowałam klientom malowanie frontów kuchennych i malowanie boazerii. Spodziewałam się po parze emerytów, że moje wskazówki nie przypadną im do gustu (że będą zbyt ekstrawaganckie) ale wytłumaczyłam, że bez takich radykalnych zmian nie osiągnie się żadnego zadowalającego efektu. To wnętrze aż prosiło się o rozjaśnienie. Ku mojemu zdumieniu klienci przystali na moje propozycje, więc postanowiłam kuć żelazo póki gorące i zaproponowałam im szereg kolejnych zmian. Abyśmy się dobrze zrozumieli i żeby klienci mogli sobie wyobrazić, do czego zmierza projekt przygotowałam im taki oto moodboard. 

Metamorfoza kuchni - moodboard

Kuchnia w stylu farm house

Na zestawieniu widać, że oprócz malowania/bielenia boazerii na biało i malowania frontów kuchennych na szaro zaplanowałam jeszcze malowanie mebli jadalnianych na szaro z białą przecierką i wymianę tapicerki. Ponieważ w zastanej kuchni zachwyciła mnie kolekcja granatowej ceramiki Bolesławiec, którą gospodyni bardzo lubi, postanowiłam nawiązać do granatu i zrobić z niego punkt odniesienia w wielu aspektach.  Siedziska miały dostać granatowe obicie a oparcie ławki obicie w pawie pióra z kobaltowymi oczkami. Dodatkowo fotel miał być otapicerowany tymi samymi dwoma tkaninami. Półka nad siedziskiem miała zostać przemalowana na granat. Zaplanowałam też zmianę uchwytów meblowych na czarne, matowe, zmianę lampy wiszącej na kuty świecznikowy żyrandol i dodanie czarnych kutych wsporników w półce.  Ponieważ klienci narzekali na brak miejsca do przechowywania gazet zaproponowałam dokupienie małego metalowego regału z Ikea, koniecznie w kolorze czarnym.  Na koniec zasłony, które dotychczas zdobiły okno również zaleciłam wymienić na jakieś bardziej na czasie, w bieli, beżu lub granacie. Chciałam aby finalnie kuchnia miała przytulny styl farm house zwany też stylem cottage z rustykalnymi okuciami.  

Powyższe zestawienie (mój moodboard) okazało się bardzo pomocne i emeryci dali się szybko przekonać do wszystkiego, co wymyśliłam. Teraz wystarczyło “jedynie” zrealizować mój projekt i po sprawie. 

Realizacja projektu

Nie będę Wam opisywać szczegółów ale sprawy potoczyły się tak, że to ja zostałam zaangażowana do realizacji mojego własnego projektu i nie tylko miałam pomalować meble kuchenne i zmienić tapicerkę tym jadalnianym. Chociaż nigdy tego nie robiłam, zgodziłam się pomalować całą boazerię wspólnie z moimi klientami. Wiedziałam, że to żmudna i ciężka praca ale z jednej strony chciałam im po prostu pomóc a z drugiej strony… chciałam mieć za sobą takie doświadczenie w moim cv. Oczywiście żartuję :). Tak naprawdę, dzięki mojemu udziałowi w malowaniu boazerii, mogłam mieć rękę na pulsie i pilnować by projekt był zrealizowany dokładnie według moich wytycznych a trochę obawiałam się, że gdy “dziadki” same wezmą się za malowanie, nie wyjdzie tak jak trzeba.  Wiedziałam też, że klienci w ogóle nie biorą pod uwagę zatrudniania do tej pracy żadnego fachowca więc różnie to mogło wyjść. 

Malowanie mebli kuchennych

Zanim wzięliśmy się za malowanie boazerii zabrałam wszystkie fronty kuchenne do swojej pracowni i tam po ściągnięciu okleiny ze wszystkich frontów pomalowałam je 3 razy emalią akrylową. Użyłam Duluxa w kolorze “zimowa cisza”. Gdy farba wyschła polakierowałam całość dwoma warstwami lakieru akrylowego Colorit. Pracę uważam za dość łatwą. Najtrudniejsze na tym etapie było chyba pozbycie się resztek kleju z frontów, którym przymocowana była okleina. 

Malowanie boazerii

Drugim etapem było malowanie boazerii. Najpierw została ona solidnie umyta silnymi detergentami i wysuszona. Potem okleiliśmy newralgiczne miejsca zabezpieczającą taśmą malarską i zabraliśmy się za malowanie. Znowu użyliśmy emalii akrylowej Duluxa, tym razem w kolorze białym. Ponieważ nie zamierzaliśmy malować “na gładko” i kryjąco tylko chcieliśmy uzyskać efekt bielenia z małymi prześwitami, w ogóle nie używaliśmy wałków a jedynie pędzle.  Praca była dość żmudna. Trzeba było dokładnie wpychać pędzle we wszystkie przestrzenie między deskami. Uciążliwe było też malowanie sufitu, który znajdował się niestandardowo wysoko (ok. 3,5 m), wnęki okiennej oraz obudowy grzejnika z mnóstwem szczebelków. Nie było jednak tragedii i pracując we trójkę pomalowaliśmy całe wnętrze w ok. 4 h. Następnego dnia była powtórka z rozrywki bo nanosiliśmy drugą warstwę. Gdybyśmy zdecydowali się na trzecią wyszedłby zapewne zupełnie gładki, kryjący efekt ale poprzestaliśmy na 2 warstwach stąd wszędzie widać celowe prześwity. Umówmy się, że tak miało być 😉 Na całe to malowanie zużyliśmy jakieś 3,5 l farby. Nie lakierowaliśmy naszego malowania już żadnym zabezpieczającym specyfikiem. 

Metamorfoza kuchennych mebli sosnowych

Gdy farba schła wysłałam klientów do sklepu po żyrandol i zasłony (dostali szczegółowe wytyczne) a sama zajęłam się malowaniem i tapicerowaniem mebli ruchomych. Pod pędzel trafił stół, ławka i 4 taborety. Do malowania użyłam dwóch kolorów farby Good Home: szarego i białego. Potem oczywiście wszystko przezornie polakierowałam. 

Po malowaniu przyszedł czas na zmianę tapicerki. Obiłam wszystko zgodnie z planem, częściowo granatem a częściowo pawiami. Fotel też przeszedł tapicerski lifting.  

Klientka, widząc efekty mojej pracy podrzuciła mi jeszcze do podrasowania, półkę,  stare doniczki z piwnicy i stary, sosnowy chlebak. Widać, że spodobało jej się nadawanie życia starym przedmiotom w moim wykonaniu. Okazało się, że wszystko da się wystylizować pod ten projekt. Malowałam wszystko co mi przywieźli według mojego uznania i byłam pod wrażeniem, że seniorzy okazali się tak elastyczni jeśli chodzi o śmiałe poczynania z ich meblami.  

Wszystkie prace trwały bardzo szybko i cały projekt i jego realizacja potoczyły się błyskawicznie. Po niespełna tygodniu od rozpoczęcia prac można było podziwiać finał. Pokażę Wam go zaraz oczywiście ale z góry uprzedzam, że nie była to żadna aranżowana sesja a jedynie zdjęcia zrobione telefonem, które cyknęłam dosłownie w pół minuty. Gospodynię zastałam w trakcie szykowania posiłku i spontanicznie poprosiłam o umożliwienie zrobienia paru fotek. Dlatego nie zobaczycie tutaj pięknych kadrów i zaaranżowanych ujęć. Ot samo życie. 

Kuchnia po metamorfozie

Kuchnia w stylu farm house

Jak widać kuchnia zmieniła się diametralnie i oczywiście właściciele są nią zachwyceni. Dzięki malowaniu wnętrze rozjaśniło się i nabrało światła. Malowane fronty wyglądają znacznie lepiej a zmiana uchwytów to strzał w dziesiątkę. Meble jadalniane i fotel też nabrały świeżości dzięki zastosowaniu szalonej i kolorowej tapicerki w pawie. Odmłodniały o jakieś 30 lat! Metamorfoza przeprowadzona została z wykorzystaniem wszystkich zastanych sprzętów. Jedynie zasłony i żyrandol zostały wymienione na nowe i dokupiono nowy regalik w IKEA. Półka, donice, chlebak zostały wystylizowane przy użyciu farb. Kute wsporniki do półki i czarny zegar udało znaleźć się w gratach na strychu. Teraz pasują jak ulał.  

Ceramika Bolesławiec

Nie wiem czy zwróciliście uwagę ale jest tutaj coś jeszcze, co ma duży wpływ na wygląd wnętrza. Dzięki  zdemontowaniu ( a właściwie nie zamontowaniu) jednego frontu górnej szafki kuchennej udało się wyeksponować piękną kolekcję ceramiki z Bolesławca. Osobiście uważam, że granatowe cudeńka w groszki nie zasługują by je zamykać w szafkach i  doradziłam by je pokazać (jejku jak ja lubię folkowe dekoracje!!!). Początkowo chciałam by stały na półce tuż nad ławą do siedzenia ale klienci obawiali się, że ruchliwe wnuczęta zrzucą je sobie kiedyś na głowę więc wymyśliliśmy taki kompromis. Myślę, że to całkiem dobry pomysł. 

Zarówno ja, jak i klienci jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów metamorfozy. Chyba jasne jest, że było warto się trochę pomęczyć. 

Na zakończenie wrzucam Wam jeszcze mały quiz obrazkowy pt. znajdź różnice 🙂

15 thoughts on “Malowanie boazerii i mebli kuchennych czyli totalna metamorfoza kuchni”

  1. Za dużo zamieszania. Pierwotny pomysł spoko, jakoś wykonania spoko, ale ostateczny efekt razi niezdecydowaniem. Brak jakiegoś konkretnego podziału, aby skupiać się na jednym kolorze. Jest mieszanina wprowadzająca wrażenie bałganu. Pawie dałabym na zasłony. Meble pomalowała na jednolity kolor a materiałowe wstawki w ławie zrobiłabym w kolorystyce mebli (jakieś szarości). Ściany jednolite a sufit przecierany. Dodałabym jakiś stojak z koszami w niebieskim kolorze który jest na porcelanie, oraz jakieś koszyki do schowania wszystkich rzeczy, które zagracają blat.

    1. Joanna Kaźmierczak

      Dziękuję za komentarz. Właściciele kuchni nie godzili się na jednolitą tapicerkę z uwagi na ryzyko uplamienia (teraz przynajmniej nie widać). Obicie musiało być kolorowe. Co do chowania rzeczy, które stoją na widoku to ciężko przekonać ludzi w wieku prawie 70 lat by zmienili swoje przyzwyczajenia. Ten temat zupełnie odpuściłam. Jestem pewna jednak, że zwykle blat jest nieco bardziej ogarnięty ale tak, jak wspominałam w poście, zdjęcia musiałam zrobić w momencie, gdy gospodyni przygotowywała posiłek. Stąd lekki rozgardiasz. Poprawki, które sugerujesz sprawiłyby, że wnętrze byłoby zbyt nudne moim zdaniem ale jeszcze raz dziękuję, że chciało Ci się skomentować:) Pozdrawiam!

  2. Witam, ja trochę z innej beczki, ale poszukuje tej tkaniny w pawie pióra z kobaltowym oczkiem. Czy może pani podpowiedzieć, gdzie został kupiony . Pozdrawiam. Maria

  3. Pingback: Aranżacja sypialni z wykorzystaniem kwiatowej tapety

  4. Pingback: Sypialnia z tapetą w kwiaty – Nasze domowe pomysły

  5. Nie zgodzę się z pierwszym komentarzem. Uważam, że metamorfoza wyszła bardzo dobrze. Kuchnia jest dużo jaśniejsza, wygląda przestronniej i bardziej nowocześnie. Trudno przekonać starsze osoby do zmian wieloletnich przyzwyczajeń i “widoków”, a Tobie się to udało.

  6. Świetna robota! Nie rozumiem, dlaczego wielu ludzi demonizuję starą boazerie i obsesyjnie ją zrywa? A, jak widać, niewielkim kosztem i bez bałaganu można osiągnąć rewelacyjny efekt na kolejnych 30 lat :o) Pozdrawiam…

  7. Super robota. Tez mam boazerię do pomalowania ale myślałam, że trzeba ją szlifować do gołego drzewa? Proszę powiedz czym ją umyłaś i czy to rzeczywiście wystarczy i nie trzeba skrobać starej powłoki? Jakiej konkretnie farby użyłaś.

    1. Joanna Kaźmierczak

      Boazeria była najpierw szorowana płynem do mycia naczyń a na koniec umyta benzyną ekstrakcyjną. Nic nie skrobaliśmy. Farba to emalia dulux do drewna i metalu. Pozdrawiam

  8. I znowu coś z niczego, a efekt bardzo miły dla oka. Białe drewno, lekko przetarte, przywodzi na myśl klimaty skandynawskie, daje wrażenie czystości i lekkości wnętrza. Kolekcja Bolesławca piękna, słusznie ją Pani wyeksponowała. Mam tylko jedną uwagę – to nie wiek stwarza opornych klientów, a określony gust. Ja mam 69 lat i nigdy w życiu nie zrobiłam sobie nawet milimetra boazerii. Zdecydowanie jestem otwarta na nowe pomysły i różne ekstrawagancje, ale może dlatego, że uwielbiam aranżować wnętrza, w których przyszło mi mieszkać i pracować. W dzisiejszych czasach 70-latkowie to nie staruszki!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *