Ostatnio w weekend czekaliśmy na gości. Wszystko było naszykowane a do ich przyjazdu zostało jakieś 45 minut. Moje dzieci nie mogąc się doczekać szalały z nudów i niweczyły mój trud włożony w sprzątanie i przygotowanie różnych rzeczy. Musiałam je wtedy czymś zająć i najlepiej żeby to było gdzieś indziej niż salon czy kuchnia.
Zwykle w takie sytuacji zabieram je do mojej pracowni, która mieści się w piwnicy naszego domu. Tam albo angażuję córki w jakieś kreatywne zajęcia albo każę im patrzeć na moje poczynania z meblami. Czas szybko nam mija a ja mam pewność, że na górze, tj. w domu mam wszystko pod kontrolą. Co prawda w pracowni muszę mieć dzieci ciągle na oku. Jest tam mnóstwo farb, narzędzi i akcesoriów potrzebnych mi w pracy. Wszystko jest dla dzieciaków bardzo interesujące. Od wyrzynarki począwszy na rozpuszczalnikach skończywszy. Zawsze w kącie stoi też jakaś zaczęta praca czyli mebel klientów, którego nie należy dotykać. Zajęcia organizuję więc spontanicznie ale ciągle uważam by nie było strat i nikomu nic się nie stało.
Ostatnio miałyśmy właśnie 45 minut do zagospodarowania i pomyślałam, że tym razem pokażę dziewczynkom jak maluję nowe komódki z IKEA. Zakupiłam je już kiedyś wcześniej i miałam na nie konkretny pomysł. Potrzebowaliśmy w domu takiego wiszącego przybornika z szufladkami na różne przydasie, który moglibyśmy powiesić u nas w przedpokoju. Brakowało mi zawsze takiego miejsca, gdzie można wrzucić różne klucze, pomadki ochronne, kremy z filtrem na mróz czy słońce, siatkę na zakupy, grzebień i inne duperelki przydatne przed wyjściem z domu. Nie chciałam ich trzymać na widoku a wracanie się po nie w głąb mieszkania zawsze mnie denerwowało. Postanowiłam zrobić sobie taki przybornik (tzw. pierdolnik). Poniżej na zdjęciu widać mój korytarz, w którym brakowało mi miejsca na przechowywanie drobiazgów:

Jak już wspomniałam kupiłam komódki MOPPE z IKEA. Były one zrobione z surowej sklejki, którą zamierzałam pomalować, postarzyć i wystylizować na lekko industrialne a potem powiesić na wolnej ścianie nad grzejnikiem obok lustra w korytarzu.



Początkowo posadziłam dziewczyny naprzeciwko stołu, na którym malowałam komódki.

Zakazałam wstawania i dotykania czegokolwiek. Najpierw pomalowałam wszystko na gładko na dość ciemny brąz.

Farba kredowa wyschła błyskawicznie i gdy kończyłam malowanie ostatniego elementu ten pierwszy już był zupełnie suchy więc mogłam w ogóle nie przerywać pracy. W miedzyczasie gadałam z zaciekawionymi dziewczynami, żeby podsycać ich zainteresowanie. Potem prawie suchym pędzlem naniosłam jeszcze dwie warstwy jaśniejszej farby ale nie starałam się już uzyskać pełnego krycia tylko robiłam celowe ślady pędzla. Najpierw użyłam koloru beżowego a potem takiego lekko szałwiowego. Starałam się osiągnąć efekt postarzenia bez szlifowania. Wyszło mi coś takiego:


Całe to malowanie trwało już ze 20 minut. Gdy zaczęłam robić finalne dekoracje wykorzystując szablon malarski z industrialnymi cyferkami dziewczyny nie były już w stanie usiedzieć. Basia wymyśliła, że będzie robić zdjęcia, nagrywać moim telefonem filmik i relacjonować moje poczynania a Ala dwoiła się i troiła, żeby mi jakoś pomagać. Poniżej możecie zobaczyć jak to u nas wyglądało. Filmik nagrała Basia i nie był on w żaden sposób montowany więc wybaczcie jego niedoskonałość.
Jak widać nie było najgorzej. Udało nam się zakończyć całe to malowanie przed przyjazdem gości. Nie było żadnych strat, większych kłótni a w domu porządek był niczym niezakłócony. Oczywiście jak widać na filmie, nie dałam sobie za bardzo “popomagać” bo po pierwsze zależało mi na jak najlepszym efekcie końcowym (komódki miały przecież na stałe zawisnąć w naszym korytarzu) a po drugie nie chciałam by dzieci zbytnio się pobrudziły przed imrezą. Był to więc raczej pokaz niż warsztat:)

Gdy goście odjechali udało mi się znaleźć 5 minut na polakierowanie naszych komódek, które czekały grzecznie w piwnicy, a następnego dnia rano mój super hero czyli mąż zawiesił nasze komódki na docelowe miejsce w korytarzu. Oto efekt:




Myślę, że taka komódka z szufladkami na różne przydasie powinna znaleźć się prawie w każdym domu. Jest niezwykle praktyczna a możliwości stylizacji tych mini mebelków ze sklejki z IKEA są nieograniczone więc zawsze da się wymyślić taki sposób by wpasować je do każdego wnętrza. Ważne jest też to, że jak widać nie jest to zbyt czasochłonne zajęcie i można to zrobić w tzw. międzyczasie;)