Dziś zaprezentuję bardzo pracochłonną metamorfozę dwóch zniszczonych foteli, którą wirtualnie zleciła mi Pani Agnieszka. Ponieważ moja zleceniodawczyni nie mieszka w Polsce szczegóły metamorfozy uzgodniłyśmy mailowo a dostarczeniem foteli zajął się brat Pani Agnieszki, który nawiasem mówiąc mocno wątpił w sensowność pomysłu swojej siostry. No bo po co zawracać sobie głowę i jeszcze inwestować w jakieś zawilgocone graty z piwnicy? Sami zobaczcie co to były za okazy:


Jak widać chodziło o PRL-owskie fotele klubowe. Co prawda nie tak modne jak modele Chierowskiego ani popularne “liski” ale bardzo często spotykane na różnych targach staroci czy ogłoszeniach internetowych. Jeśli szukacie podobnych spróbujcie użyć haseł: fotele patyczaki, fotel klubowy, fotel prl itp. Chyba nie muszę dodawać, że dużo bardziej wartościowe są egzemplarze, które stały cały czas w mieszkaniach i były użytkowane niż takie, które ostatnie dwadzieścia lat spędziły w szopach czy wilgotnych piwnicach. Kupując zadbany mebelek musicie liczyć się z wymianą jedynie wierzchniej tkaniny obiciowej. Mnie niestety tym razem trafiły się fotele z zarwanymi siedziskami, z których pokruszona gąbka sypała się przy każdym poruszeniu a to zwiastowało tylko jedno: wymianę wszystkiego i jeden wielki bajzel przy tej operacji. Fotele obite były aż dwoma tkaninami (jedna na drugą) co wiązało się z podwójną liczbą zszywek i gwoździ do usunięcia. Stara gąbka pouliertanowa ma to do siebie, że gdy stoi przez lata w wilgotnym pomieszczeniu, nie dość, że się kruszy to jeszcze zaczyna się okropnie lepić. Gdy próbujemy ją usunąć nie unikniemy zapaskudzonej podłogi. Gąbka przylepia się do wszystkiego. Brudzą się także narzędzia: usuwacz zszywek, gwoździ, nożyczki no i oczywiście buty jeśli wdepniemy w kawałek lepkiego pouliretanu. Uświniona podłoga, rękawice do wyrzucenia, zapaskudzona szczotka do zamiatania, szufelka a nawet odkurzacz to tylko niektóre straty, których nie uniknęłam podczas rozbierania fotelików Pani Agnieszki. Czyszczenie lepkich drewnianych stelaży też nie należy do przyjemnośći. Szpachelka i stos mokrych szmat niezbędny.



Ponieważ Pani Agnieszka zamarzyła sobie aby drewniane stelaże foteli były w jasnym, naturalym odcieniu, nimi też musiałam się solidnie zająć. Zeszlifowanie super mocnego lakieru na wysoki połysk nie należy do łatwych przedsięwzięć ale z każdym centymentrem odkrytego drewna buzia się człowiekowi uśmiecha i jak się zacznie to już nie można przestać.


Jak już uporałam się ze stelażami lakierując je na pożądany odcień zabrałam się za przygotowanie foteli do obicia. Poniżej kilka ujęć z tego procesu:





I tym sposobem doszłam wreszcie do efektu końcowego, który z przyjemnością teraz Wam zaprezentuję:








Jak widać odnawianie starych PRLowskich foteli to nie bułka z masłem. Trzeba się mocno napracować by osiągnięty efekt był zadowalający. Myślę, że w przypadku foteli, Pani Agnieszki można mówić o dużym sukcesie. Po metamorfozie mebelki w niczym nie przypominają pierwowzoru. Są nie tylko bardzo wygodne ale i piękne. Teraz, z tą błękitną tapicerką i jasnymi, drewnianymi stelażami raczej wpasowują się w popularny styl skandynawski aniżeli vintage.
Jak myślicie? Czy Pani Agnieszka będzie zadowolona?




Jaki jest koszt renowacji takiego fotela ?
Około 500 zł