Bywają takie dni w naszym domu, kiedy udaje mi się spędzić sporo z córkami i zrobić coś wspólnie, mam na myśli jakiś projekt DIY. Uwielbiam te chwile i to jak bardzo one nas do siebie zbliżają. Wspólne działania w tym zakresie są cudownym pomysłem np. na spędzenie leniwej niedzieli albo zorganizowanie czasu dzieciom gdy nauczyciele strajkują:) Młodzież uczy się kreatywności, zaradności, współpracy i wielu innych rzeczy.
Dziś opowiem Wam jak powstał nasz ostatni projekt. Będzie to miało trochę wspólnego z upcyklingiem czyli wykorzystywaniem niepotrzebnych rzeczy i zmianą ich funkcji oraz z… tkaniem na krosnach:) Zaciekawiłam Was? Czytajcie dalej!
Jak powstał nasz projekt DIY?
Na początek muszę przybliżyć Wam historię ręcznie tkanych elementów, które wykorzystałyśmy do tego projektu…



Córka rzuciła się w wir tkania. Utkała takie dwa podłużne prostokąty:


Miały one po ok. 40 cm długości i jakieś 8 cm szerokości.
Dość szybko nastąpił moment, którego się trochę spodziewałam. Zapał mojej dzielnej tkaczki nagle osłabł. I to zupełnie, do zera. Basia uświadomiła sobie, że tkanie nie jest zbyt ekscytującym zajęciem. Okazało się, że to bardzo żmudna praca i ciężko ją połączyć z wykonywaniem akrobacji typu gwiazda czy stanie na rękach, które moja córka uskutecznia jakieś 1000 razy na godzinę.
Poza tym utkane elementy okazały się za krótkie i za wąskie by nadawały się na szaliki (tak wstępnie zaplanowała córka). Może dla misia by się nadawały… Tkanie stało się nudne i poszło w zapomnienie a utkane elementy zaległy gdzieś na dnie szafki bo Basia nie miała pomysłu co z nimi zrobić. Korzystając z przerwy urlopowej małej tkaczki pożyczyłam sobie jej ramkę do tkania mojej torebki. Poniżej widać jak bawię się jej zabawką:)



Ostatnio, po trzech miesiącach od tamtych zdarzeń, natknęłam się na te kolorowe rękodzielnicze elementy utkane przez Basię i postanowiłam je do czegoś wykorzystać. Chciałam oczywiście zaangażować w to córki, zwłaszcza tę starszą by miała poczucie, że jej praca i wielogodzinne tkanie nie poszły na marne.
Do czego wykorzystałyśmy te panele?
Ponieważ bardzo lubię obijać różne przedmioty tkaninami i w swoim życiu otapicerowałam już dziesiątki rzeczy, zwłaszcza palet, przekonałam córki byśmy tym razem zrobiły małą tapicerowaną dziecięcą pufkę. Do jej obicia miałyśmy wykorzystać m.in. właśnie te elementy utkane przez Basię.
Żeby zrobić pufkę musiałyśmy zacząć najpierw od skonstruowania jej stelaża. Tym razem nie sięgnęłam po paletę. Do tego celu wykorzystałyśmy dwa kwadratowe drewniane podesty, które kiedyś służyły jako podstawki pod większe donice ale od lat zalegały w garażu i były zupełnie nieprzydatne.

Docięłam piłką 4 drewniane, równej wysokości klocki i przymocowałam je klejem i wkrętami pomiędzy tymi podestami. Z jednej strony przybiłam też cienką płytę hdf, która miała stanowić później spód naszego siedziska. Stelaż gotowy! Teraz można było nakleić na niego piankę. Niestety nie zrobiłam odpowiedniego zdjęcia ale wyobraźcie sobie, że wyglądało to podobnie do tej palety:


Zajęłyśmy się mocowaniem tkanin obiciowych. Takie rzeczy najlepiej robi się w kuchni:


Jako materiały posłużyły nam resztki tkanin z zupełnie innych projektów oraz dwa paski utkane kiedyś przez Basię. Wykorzystałam je jako boczne panele.

Zamiast nóżek do naszego siedziska przymocowałyśmy wkrętami kółeczka.

Miejsce łączenia tkanin ozdobiłyśmy kolorową jutową tasiemką przyklejając ją klejem na gorąco.

Nasze dzieło wyglądało następująco:




Osiągnięty efekt bardzo nam się podobał i spokojnie mogłybyśmy na tym etapie poprzestać ale postanowiłyśmy dodać naszemu siedzisku odrobinę stylu folk w postaci kolorowych kogutów. Były to termonaszywki, które przymocowałyśmy klejem na gorąco bo naprasowywanie na tym etapie nie byłoby dobrym pomysłem. Pianka pod spodem mogłaby się zniekształcić.


Po udoskonaleniu wyszło tak:




Wyszło całkiem ciekawie. Zwłaszcza dzięki bocznym ręcznie tkanym przez Basię panelom. Siedzisko prezentuje się bardzo oryginalnie i nadaje się do siedzenia, nie tylko dla dzieci. Spędziłyśmy miło i kreatywnie czas i nauczyłyśmy się, że wszystko da się w jakiś sposób wykorzystać tylko trzeba mieć na to pomysł. Oczywiście większość prac tak naprawdę wykonałam ja ale wierzcie mi, że moje dzieci czuły się zaangażowane w 100%. Teraz mają poczucie, że są pełnoprawnymi matkami naszego małego sukcesu w postaci tej pufki:)

